niedziela, 6 marca 2016

Rajskie wyspy, czyli "plażing" na maksa

W kolejny piękny upalny dzień w Krabi podzieliliśmy się na dwie wycieczki i ruszyliśmy na podbój wysp i skał wyrastających z Morza Andamańskiego. Jedni (czyli ja, Maciek i Michał) zdobywali je w trybie "plażing" (i o tej wycieczce będzie mowa) inni (czyli Magda) postanowili się trochę wysilić i powspinać, aby podziwiać okolicę i skały z nieco wyższej i innej perspektywy (wrażenia Magdy będą w oddzielnym poście).

Nasze plażowanie należało do tych z kategorii ambitnych, bo nikt z nas nie wyleżałby plackiem cały dzień na jednej plaży. Wynajęliśmy więc łodkę i założyliśmy plan maksimum, czyli zwiedzenie 9 wysp w ciągu jednego dnia. Wyruszyliśmy z portu Ao Nang zaraz po śniadaniu.

Do pierwszej wyspy Hong płynęliśmy dość długo. W drodze podziwialiśmy widoki i łapaliśmy pierwsze promienie słońca.

 Warto jednak było pokonać ten dystans, aby nacieszyć się widokiem spokojnej zatoczki z rafą koralową, popływać z pięknymi rybkami i poleżeć na piaszczystej plaży. Do tego wyspa okazała się bardzo kameralna w porównaniu z innymi wyspami odwiedzonymi w ciągu dnia, co dopięło pełni naszego szczęścia.
Kąpiąc się w tym miejscu czuliśmy się jak w wielkim akwarium.


Wysepka choć mała, to wyposażona też w lagunę, do której oczywiście wpłynęliśmy.

Druga wyspa Phak Bia okazała się równie malownicza i bogata w rybki.

W kompleksie wyspy Hong znajduje się również mniejsza wysepka Rai.
Na kolejnych, bardziej popularnych, wyspach (Paradise, Poda, Tub, Chicken) było dość tłoczno, dlatego zwiedzaliśmy je w nieco szybszym tempie. Piękno krajobrazów, plaże z białym piaseczkiem oraz błękitna woda cieszyły nas na każdej z nich. 


Na wyspie Poda udało nam się coś zjeść. Ponieważ na żadnej z wysp nie ma rozwiniętej infrastruktury (czyt. nie ma infrastruktury) danie było iście wykwintne: zupka chińska zalewana gorącą wodą. Po tak krzepiącym obiedzie należało się poruszać, więc wskoczyliśmy znów do wody, aby pościgać się z rybkami. Udało nam się nawet wypatrzeć dorodnego jeżowca czychającego u brzegu na nieświadomego turystę. My na szczęście zachowaliśmy czujność i bezpieczną odległość.

Podpłynęliśmy też do większej rafy przy wyspie Daeng, gdzie chłopaki rzucili się na głęboką wodę.


Biorąc poprawkę na moje zdolności pływackie w przypadku tej głębszej rafy pozostałam na łódce. Rybki okazały się dla mnie łaskawe i podpływały pod łódkę, aby zaprezentować się w pełnej krasie.

Nasze plażowanie zakończyliśmy na sławetnej plaży Railay (Maczugi). 

Skały otaczające plażę robią wrażenie, jednak sama plaża, w porównaniu z innymi, które mieliśmy okazję zobaczyć naprawdę nie powala. Utwierdziło nas to w przekonaniu, że najlepsze atrakcje to te bez tłumu i rozgłosu, dlatego z największym sentymentem będziemy wracać do wyspy Hong mając jednocześnie nadzieję, że jak najdłużej pozostanie nieodkryta;)

A ponieważ dzisiejszy "plażing" był na maksa, wszyscy opaliliśmy się na mahoń... No prawie...
Po całym dniu w słonej wodzie i na pełnym słońcu Pantenol robi furorę. Od teraz zaczynamy dbać jedynie o utrwalenie naszej opalenizny (nie mylić ze spalenizną), aby można ją było podziwiać po naszym powrocie;)

2 komentarze:

  1. Dobrze ze pantenol a nie alantan :)
    nic Wam nie chce mówić ale po takim dniu wrócić będzie jeszcze trudniej.

    OdpowiedzUsuń
  2. no tę część wycieczki chętnie bym za Was odbyła. Ktoś chętny, żeby się zamienić?

    OdpowiedzUsuń