sobota, 27 lutego 2016

Dla wszystkich starczy miejsca, czyli Tajlandia z perspektywy pasażera

Dzisiejszy dzień spędzony głównie w podróży pozwolił na chwilę refleksji na temat tutejszych zasad i kultury jazdy.

Nasi drodzy czytelnicy zapoznali się już z tymi realiami z perspektywy białego kierowcy. Czas więc na relację białego pasażera:

Najtrudniejszym elementem tej układanki jest przyzwyczajenie się do ruchu lewostronnego, bo taki obowiązuje w Tajlandii. Zamiana miejsc kierowcy i pasażera oraz odwrócony ruch uświadomiły mi jak bardzo nasz mózg przyzwyczajony jest do pracy na wyuczonych schematach. Niby nic, zasady te same, logika jest, a jednak początki łatwe nie były. Każdy samochód mijający nas z naprzeciwka po prawej stronie dziwił. Przy włączaniu się do ruchu głowa odruchowo wędrowała najpierw w prawą stronę a poruszanie się po rondzie to w dalszym ciągu magia (tutaj przypominam wszystkim wrażliwcom, że wypowiadam się jako pasażer - kierowca tej wycieczki przestawił się znacznie szybciej, czego dowodem jest nasz szczęśliwy dojazd do celu).

Ku pewnemu zaskoczeniu zmiana kierunku ruchu przełożyła się na odczuwalny większy komfort podczas wyprzedzania - jakoś ta jazda po prawej stronie jest bardziej naturalna.

Kilka słów na temat techniki. W Tajlandii jeździ się przede wszystkim płynnie - poza większymi miastami nie spotkasz tu sygnalizacji świetlnej a pojazdy włączające się do ruchu, skręcające, zmieniające pasy czy też zawracające nawet na najbardziej ruchliwych skrzyżowaniach nie powodują odruchu hamowania u innych kierowców. Tu po prostu wiadomo, że na drodze zmieszczą się wszyscy. Poniżej przykład płynnego włączania się do ruchu jednej z ciężarówek:


Ciężarówki stanowią atrakcję samą w sobie i są nieodzowną częścią drogowego krajobrazu. Wymalowane w iście łowickie wycinanki we wszystkich możliwych kolorach świata przyozdobione dodatkowo ornamentami, której symboliki jeszcze nie rozgryzliśmy, sprawiają, że świat staje się weselszy:)


Tajowie są mistrzami transportu. Są w stanie zapakować każdą ilość na nawet najmniejszy pojazd. Tak zwane “wypełnianie pod korek” nabiera tutaj nowego znaczenia. Trzeba też ich pochwalić za pomysłowość w zabezpieczaniu przewożonego towaru.
Na drodze spotkaliśmy między innymi pick-up’a przewożącego beczki z wodą. Niby normalna sprawa, jednak w tym przypadku beczki były otwarte, więc woda trochę się rozchlapywała. Chwilę jechaliśmy za tym pojazdem, zaliczając mycie przedniej szyby wraz z maską samochodu (swoją drogą, ten pomysł mógłby się sprawdzić w Europie jako alternatywa dla tych, co nie lubią marnować czasu na myjkę).
Wdzięcznym przykładem jest też uwieczniony na zdjęciu przewóz siana. Pełen szacunek dla metody zabezpieczenia ładunku. Sugeruję dobrze się przyjrzeć. My typujemy, że w tym przypadku doszło do połączenia funkcji zabezpieczenia z jednoczesnym wysuszeniem prania:


Na tzw. pace przewożone są nie tylko różnego rodzaju przedmioty i towary, ale również rodzina i pracownicy. Co jednak zrobić, gdy trzeba zapakować jedno i drugie? W Tajlandii prosta sprawa - tu przecież wszystko się zmieści. Cytując Magdę “Unia nie miałaby się do czego przyczepić”:)




To co jednak zaskoczyło mnie najbardziej i spowodowało, że tajską kulturę jazdy oceniam wysoko, to fakt, że przy tej całej dynamice na drodze nikt nie używa klaksonu..  Jak widać jak się chce, to można się dogadać nawet na drodze - najważniejsze, aby dać innym szansę płynnie włączyć się do ruchu;)


Aby wzmocnić wrażenia i jeszcze bardziej wczuć się w klimat drogi, na obiad zatrzymaliśmy się w przydrożnym barze. 
Tutaj menu i obsługa tylko po tajsku standard też zbliżony do podobnych przydrożnych jadłodajni w naszym kraju. Standardu tego miejsca oraz mojego entuzjazmu wynikającego z tej przygody można się doszukać na zdjęciu poniżej:


Pomimo różnych preferencji i zamówień wszyscy dostaliśmy to samo. To coś roboczo nazwaliśmy "zupą dnia", bo nie przypominało żadnej ze znanych nam a tym bardziej zamówionych przez nas potraw. Zjedliśmy (prawie) wszyscy w myśl zasady: "nie ma ryzyka, nie ma zabawy" i pojechaliśmy dalej. 

Kolację zjedliśmy już u celu i na szczęście była w stylu iście europejskim. 

 A gdzie teraz jesteśmy? Konia z rzędem temu, kto zgadnie;)

1 komentarz:

  1. No jak to gdzie przyznajcie się w końcu że siedzibie gdzieś w podwarszawskiejwiosce .:)

    OdpowiedzUsuń