Dzisiaj, zgodnie z maksymą jedno zdjęcie jest warte tysiąca słów będzie kolorowo, barwnie i z dużą ilością obrazów z wycieczki.
Ostatni dzień w prowincji Sukhothai (jutro po śniadaniu wyjazd 300-400km na południe do dżungli) spędzaliśmy odwiedzając trzecią część kompleksu UNESCO w tej prowincji - Si Satchanalai(pozostałe dwie widzieliśmy wczoraj i przedwczoraj).
Po sowitym śniadaniu wyruszyliśmy 60 km na północ - był to w sumie najbardziej w tym kierunku wysunięty punkt naszego wyjazdu. Poranek był rześki i miły, tylko 25 stopni, wiec Magda nawet coś dodatkowego na siebie narzuciła bo marzła :)
W parku przed 10 było tylko kilku turystów - a przed Wat Nang Phaya objawiła się piękna nimfa:
Naszą uwagę skupiały nie tylko obiekty historyczne ale także natura:
Oglądaliśmy piękne stupy:
Pomniki Buddy na ciekawych podestach:
A także świątynie (tutaj Wat Chang Lom) z czasów króla Łokietka:
Po zwiedzeniu pierwszych 4 świątyń, kolejne dwie trzeba było zdobyć : pokonaliśmy 116 schodków i znaleźliśmy się na górce:
A tam juz kolejny Budda w "stylu Sukhothai":
Na deser, po podjechaniu 3 km mieliśmy zobaczyć jeszcze świątynie w stylu Khmerskim (na marginesie, Tajowie prowadzili ciągłe wojny z Birmą i Kambodżą - stąd takie wymieszanie kultur). Ale towarzystwo najpierw postanowiło przejechać się tekturowymi tuk-tukiem :) (czyli przerobionym na taksówkę motorem):
Bo, a tu juz Khmerska świątynia w całej krasie - prawda ze inna niż tajska?
A nad wejściem jeszcze taka Khmerska rzeźba:
Dodatkową atrakcja okazał się mostek łączący dwie strony miasteczka. Dla nas atrakcja na miarę Indiany Jonesa a dla miejscowych zwykła droga po której pomykali nawet motorami...
A po powrocie, jedzenie z typowej tajskiej "żarłodajni" (z braku liter łacińskich w nazwie tego miejsca ochrzciliśmy je "U Pani Hani"):
Było bardzo pysznie, niesamowicie tanio i ch...nie ostro!
A na koniec pozostało spędzenie nam pięciu godzin na basenie w oczekiwaniu na kolację...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz