środa, 24 lutego 2016

Schodzac z utartej sciezki

Przepisow na zwiedzanie Tajlandii jest kilka: to oczywiscie mekka dla podrozujacych tanio i z plecakiem (wiecznych) studentow lubiacych tanio poimprezowac. To wymarzone rajskie wysepki dla tych, ktorzy wola plaze, tajskie masaze i cieplo tropikow w zimie.

Ale nie zapominajmy ze Tajlandia to tez bogactwo historycznych zabytkow, ktore swiadcza o potedze jaka przed wiekami bylo krolestwo Siam, czyli dzisiejsza Tajlandia.
Jednym z takich zabytkow jest kompleks Sukhothai, ktory nie dosc ze wpisany na liste Swiatowego Dziedzictwa Kultury UNESCO, to tez daje plus 10 do potegi militarnej w Cywilizacji V.

Na liscie UNESCO znajduja sie wlasciwie trzy zespoly ruin z okresu krolestwa Sukhothai. Czesc najwieksza zostawilismy sobie na jutro, dzis, po drodze z Bangkoku zajechalismy do najmniej chyba znanego Kamphaeng Phet.

Pierwsza czesc ruin to cos na ksztalt parku miejskiego, w samym centum miasteczka o powyzszej nazwie. Troche zmylilo nas z dojazdem, bo na glownej ulicy przy parku rozlozyl sie targ miejski, skutecznie zamykajac ruch dla samochodow.
Rozlozyl sie niczym bazar na Stadionie 10-lecia w pelni prosperity, pod brezentowymi plachtami, przy zerowym ruchu powietrza i dobrych 30 stC.
Wczoraj bylo swieto Buddy ( co bolesnie odczulismy, bo nawet w knajpach nie mozna bylo kupic alhoholu, no chyba ze dyskretnie zmieszanego w kolorowym drinku), w miasteczku obchodzone ewidentnie w tymze parku, o czym swiadczyly rozstawione jeszcze "pochodnie":
Co bylo niesamowite, to prawie zupelny brak turystow - mila odmiana po Bangkoku i okolicach.
Jak na porzadne ruiny tajskie przystalo, mozemy zobaczyc budde siedzacego, lezacego jak i gdzie niegdzie stojacego.
Atrakcja jest tez swiatynia (wat) otoczony calkiem dobrze zachowanymi sloniami:
Malowniczy park, w ciszy i bez turystow tak nam sie spodobal, ze postanowilismy podjechac do ( cytujac Lonely Planet "zapomnianych w dzungli") pozostalych ruin kompleksu Kamphaeng Phet.

Wedlug mapy ( bo smiem watpic czy autor LP tu wogole zawital) do ruin prowadzila waska sciezka przez dzungle:
Spryskani DEETem przeciw komarom, zaopatrzeni w zapas wody, w odpowiednim obuwiu udalismy sie w kierunku Przygody... I po calych 20 metrach wyszlismy na elegancki asfalt prowadzacy do ruin, z infrastruktura ktorej nie powstydzilby sie zaden park narodowy w USA czy innej Austalii 😊.
Obsmialismy sie z siebie jak norki, ale nie zrazilo nas to do zwiedzenia parku. A bylo co zwiedzac! Kompleks w czasach swietnosci musial byc zaiste imponujacy, a byl to zaledwie punkt graniczny w krolestwie Sukhothai.
Cisza, drzewa, ptaki o niespotykanych u nas barwach i zupelny, ale to zupelny brak turystow tylko potegowal wrazenie.
Glowna atrakcja byla, podobnie jak w parku miejskim, swiatynia otoczona sloniami. Na kotra oczywiscie weszlismy, i z nieco bardziej drzacymi sercami, zeszlismy.
Na koniec w "dzungli" wypatrzylismy termitiere, ocieniona, jak to w lokalnym habitacie przystalo, naturalnie rosnaca kepka bambusa:

Z lozem z baldachimem, recznikami fantazyjnie zwinietymi w tajskie sloniki, sniadaniem wliczonym w cene, podswietlonym basenem... 
...horrendalnie drogim piwem i gromada Niemcow. 

Zobaczywszy ceny piwa w hotelowej restauracji ewakuowalismy sie do miasteczka. Wyobrazcie sobie dajmy na to, zalew nad Solina czy Łebe w szczycie sezonu letniego - i rzad budek z hamburgerami, original polisz pierogi i frytki... Tajskiej wersji tegoz sprobowalismy, panowie byli glodni to i zjedli, ja z Maja ledwo dziubnelysmy nasze porcje. Coz, okazuje sie ze tajska kuchnie tez mozna spierniczyc.

Ale podany doustnie polski lek na zatrucia marki Soplica, miejmy nadzieje skutecznie zapobiegl dalszym komplikacjom.

4 komentarze:

  1. Chcę wiedzieć czy już sprobowaliscie wszystkich tajskich curry? W sensie ostrości? Majka bardzo lubi ostre. Właściwie to nie je niczego co jest łagodne. Prawda? Weźcie ją podtuczcie troszkę bo pająk z niej na zdjęciach ...

    OdpowiedzUsuń
  2. A i najlepszego imieninowego dla Pana Macieja

    OdpowiedzUsuń