Ale nie zapominajmy ze Tajlandia to tez bogactwo historycznych zabytkow, ktore swiadcza o potedze jaka przed wiekami bylo krolestwo Siam, czyli dzisiejsza Tajlandia.
Jednym z takich zabytkow jest kompleks Sukhothai, ktory nie dosc ze wpisany na liste Swiatowego Dziedzictwa Kultury UNESCO, to tez daje plus 10 do potegi militarnej w Cywilizacji V.
Na liscie UNESCO znajduja sie wlasciwie trzy zespoly ruin z okresu krolestwa Sukhothai. Czesc najwieksza zostawilismy sobie na jutro, dzis, po drodze z Bangkoku zajechalismy do najmniej chyba znanego Kamphaeng Phet.
Pierwsza czesc ruin to cos na ksztalt parku miejskiego, w samym centum miasteczka o powyzszej nazwie. Troche zmylilo nas z dojazdem, bo na glownej ulicy przy parku rozlozyl sie targ miejski, skutecznie zamykajac ruch dla samochodow.
Rozlozyl sie niczym bazar na Stadionie 10-lecia w pelni prosperity, pod brezentowymi plachtami, przy zerowym ruchu powietrza i dobrych 30 stC.
Wczoraj bylo swieto Buddy ( co bolesnie odczulismy, bo nawet w knajpach nie mozna bylo kupic alhoholu, no chyba ze dyskretnie zmieszanego w kolorowym drinku), w miasteczku obchodzone ewidentnie w tymze parku, o czym swiadczyly rozstawione jeszcze "pochodnie":
Jak na porzadne ruiny tajskie przystalo, mozemy zobaczyc budde siedzacego, lezacego jak i gdzie niegdzie stojacego.
Atrakcja jest tez swiatynia (wat) otoczony calkiem dobrze zachowanymi sloniami:
Malowniczy park, w ciszy i bez turystow tak nam sie spodobal, ze postanowilismy podjechac do ( cytujac Lonely Planet "zapomnianych w dzungli") pozostalych ruin kompleksu Kamphaeng Phet.
Wedlug mapy ( bo smiem watpic czy autor LP tu wogole zawital) do ruin prowadzila waska sciezka przez dzungle:
Spryskani DEETem przeciw komarom, zaopatrzeni w zapas wody, w odpowiednim obuwiu udalismy sie w kierunku Przygody... I po calych 20 metrach wyszlismy na elegancki asfalt prowadzacy do ruin, z infrastruktura ktorej nie powstydzilby sie zaden park narodowy w USA czy innej Austalii 😊.
Obsmialismy sie z siebie jak norki, ale nie zrazilo nas to do zwiedzenia parku. A bylo co zwiedzac! Kompleks w czasach swietnosci musial byc zaiste imponujacy, a byl to zaledwie punkt graniczny w krolestwie Sukhothai.
Cisza, drzewa, ptaki o niespotykanych u nas barwach i zupelny, ale to zupelny brak turystow tylko potegowal wrazenie.
Glowna atrakcja byla, podobnie jak w parku miejskim, swiatynia otoczona sloniami. Na kotra oczywiscie weszlismy, i z nieco bardziej drzacymi sercami, zeszlismy.
Na koniec w "dzungli" wypatrzylismy termitiere, ocieniona, jak to w lokalnym habitacie przystalo, naturalnie rosnaca kepka bambusa:
Podrozowanie z plecakiem to jedno, ale nie po to zbawiamy swiat w wielkich korporacjach ( lub we wlasnych firmach)
by meczyc sie w zapyzialych hostelach z pijanymj australijskimi studentami. Najblizsze trzy noclegi spedzamy w LUKSUSIE.
Z lozem z baldachimem, recznikami fantazyjnie zwinietymi w tajskie sloniki, sniadaniem wliczonym w cene, podswietlonym basenem...
Zobaczywszy ceny piwa w hotelowej restauracji ewakuowalismy sie do miasteczka. Wyobrazcie sobie dajmy na to, zalew nad Solina czy Łebe w szczycie sezonu letniego - i rzad budek z hamburgerami, original polisz pierogi i frytki... Tajskiej wersji tegoz sprobowalismy, panowie byli glodni to i zjedli, ja z Maja ledwo dziubnelysmy nasze porcje. Coz, okazuje sie ze tajska kuchnie tez mozna spierniczyc.
Ale podany doustnie polski lek na zatrucia marki Soplica, miejmy nadzieje skutecznie zapobiegl dalszym komplikacjom.
Chcę wiedzieć czy już sprobowaliscie wszystkich tajskich curry? W sensie ostrości? Majka bardzo lubi ostre. Właściwie to nie je niczego co jest łagodne. Prawda? Weźcie ją podtuczcie troszkę bo pająk z niej na zdjęciach ...
OdpowiedzUsuńA i najlepszego imieninowego dla Pana Macieja
OdpowiedzUsuńPani Mucho, pięknie dziękuję! Ale ja odchodzę apostoła 14.05:-)
Usuń:)
Usuń