środa, 24 lutego 2016

Tour de Sukhothai

Kolejny dzień we wspomnianym już wcześniej kompleksie Sukhothai postanowiliśmy sobie trochę urozmaicić nowymi doświadczeniami. Po dłuższej przejażdżce samochodem w dniu wczorajszym oraz aby przynajmniej w części zrekompensować Maćkowi brak przejażdżki na słoniu, na którą się tak nastawił, postawiliśmy na rowery.

Samo wypożyczenie rowerów było sprawą nad wyraz prostą - w naszym hotelu jest wypożyczalnia tego sprzętu. Jednak, pomimo szerokiego wyboru, znalezienie sztuki, która nadaje się do jazdy było już nie lada wyczynem.
Magda, Michał i Maciek po przetestowaniu kilku sztuk wytypowali swoje torpedy. A ponieważ ja nie bardzo znam się na sprzęcie, grzecznie poprosiłam uśmiechniętego Taja obsługującego punkt napraw rowerów o fachową pomoc w wyborze. Specjalista w swoim fachu po przeglądzie wszystkich dostępnych rowerów wytypował w jego mniemaniu najbardziej sprawny. Następnie podregulował, podpompował, poprostował, poprzykręcał i można było ruszać w drogę.

Droga ta okazała się nad wyraz krótka, bo... po przejechaniu 50 metrów spadł łańcuch a tylne koło zablokowało się o widełki! :)
Nabierając więc respektu do tajskich specjalistów wróciłam z rowerem zarzuconym na ramię do uśmiechniętego pana. Pan od razu domyślił się, że z rowerem jest coś nie tak (przecież fachowiec!) i wytypowaliśmy kolejną sztukę, która została poddana tej samej procedurze pompowania, regulowania itp.
Tym razem typ był lepszy - udało się szczęśliwie i bez przygód przejechać całe 100 metrów pokonując trasę do pokoju, gdzie już z niecierpliwością czekała reszta cyklistów.

Już teraz pewni sprawności posiadanego sprzętu ruszamy w trasę. Plan jest ambitny: zwiedzenie starego miasta Sukhothai (dawnej stolicy), czyli największej części tego całego kompleksu.
3... 2... 1... Start! Ruszyliśmy, wyjazd z parkingu hotelowego i rozpoczynamy pierwszą prostą. Nagle odgłos metalu odbijającego się od asfaltu - to odpadający pedał przy rowerze Maćka! ;)


Tour został więc wstrzymany i tym razem Maciek wędruje do pit stop'u. W serwisie jego pojazd został nieźle i szybko podrasowany, bo już po chwili wyjeżdża na... "czerwonej strzale":)

Nie(wystarczająco) zrażeni ponownie ruszamy! Tym razem udało się dotrzeć do pierwszej atrakcji: do pomnika króla Ramkhamhaeng, który ma twarz buddy i któremu wszyscy się tutaj kłaniają (taka tradycja). Tutaj zatrzymaliśmy się na chwilę, ale nie po to, żeby się kłaniać, ale żeby zrobić grupowe zdjęcie z "czerwoną strzałą" Maćka i naszymi "srebrnymi huraganami".


Ruszamy dalej, jeździ się naprawdę przyjemnie. Lekki wietrzyk sprawia, że wysoka temperatura nie jest aż tak odczuwalna. Ten błogi spacer na rowerze przerywa jedynie od czasu do czasu głośny pisk hamulców roweru Michała (kompleksowy serwis rowerów tu jest, jednak o oliwieniu pewnych części mechanizmu to raczej tutaj nie słyszeli). W taki więc efektowny sposób zatrzymujemy się przy kolejnych atrakcjach, czyli świątyniach: Wat Mahathat i Wat Chana Sangkhram. Ta pierwsza to najważniejsza i największa świątynia z 26 świątyń w tym kompleksie.




Jazda na rowerze tak nam się spodobała, że pokręciliśmy się jeszcze trochę pomiędzy ruinami.



Oczywiście przez całą wycieczkę dbaliśmy o uzupełnianie płynów trzymając się zasady, że wszelkie płyny nabywamy tylko ze sprawdzonego źródła:


Po zwiedzeniu całego kompleksu objechaliśmy jeszcze peryferie miasta, które też pełne są perełek w postaci mniejszych świątyń.
Po tak bogatej wycieczce wróciliśmy do hotelu, by nacieszyć się dobrodziejstwem chłodnej wody w basenie i odpocząć na leżakach.


Wieczorem kolejna rundka na rowerach i podziwianie zachodu słońca.


A po zachodzie...
Nocny spacer po ruinach dawnego miasta..


z koncertowo-teatralnym klimatem w wersji Sukhothai uwieńczony fajerwerkami.


Na koniec jeszcze jedna rowerowa niespodzianka, która przy rozeznaniu się ze stanem tych naszych rowerów już wcale nie dziwiła. W żadnym z czterech wypożyczonych rowerów nie było sprawnego oświetlenia. Do hotelu wracaliśmy więc po ciemku.
Tradycyjnie ilość atrakcji tego dnia przerosła nasze oczekiwania! Oj, rozpieszcza nas ta Tajlandia! :)

2 komentarze:

  1. technologia jak z epoki wczesnego socjalizmu ale chyba klimat krajobrazy zdrowa żywność wszystko rekompensują.... oby tak dalej
    pozdrawiamy
    rodzina z Lublina

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten obiektyw chyba powiększa...

    OdpowiedzUsuń