niedziela, 21 lutego 2016

Tajlandia w pieciu smakach

Zalezalo nam na tym, by odwiedzic tradycyjny tajski bazar. Jest wprawdzie slynny "floating market" , wysoce turystyczna atrakcja jaka jest plywajacy targ, na ktorym kupuje i sprzedaje sie bezpsrednio z łodek przeplywajacych po waskim kanale. Tam jedna nie udalo nam sie dotrzec.
Zamiast tego udalismy sie (lodka taka jak ta na zdjeciu) na weekendowy targ wzdluz jednego z kanalow. 
Wogole, kanaly i sama glowna rzeka Bangkoku, Chao Phraya to istotne arterie komunikacyjne miasta. Po wodzie podrozuje sie calkem tanio, wygodnie ( wieje ochladzajacy wietrzyk, a czasem popryska woda) i bez korkow.
A na bazarze - niesamowitosci. Tysiace stoisk z wszelakim jedzeniem: morszczyzna w lazdym mozliwym wydaniu (tu slyszycie te ohy i ahy wydawane przez Michala), wieprzowina i kurczak na milion sposobow, przedziwacznie wygladajace desery,atrakcyjnie podane owoce. 
Wszystko przygotowane na swiezo, na naszych oczach i calkiem elegancko podane na talerzach z lisci.  Pychota, zwlaszcza po kilku godzinach intensywnego zwiedzania.
I czy juz wspominalam, ze jest tanio???
Przeszlismy kilka alejek, z roznych stanowisk wybierajac co smaczniejsze kaski.
Ostatecznie wybralismy: krewetki z sosem slodko-kwasnym, 3 pad thaie, ryz z warzywami, placek z jajkiem, salatke z papayi, smazona wieprzowine, zawiniete w liscie pieczone banany i miazge kokosowa, kawalki ananasow, ciasteczka ryzowe i mleko kokosowe do popicia... O ile czegos nie pominelam...
Oj, chyba zapomnialam uprzedzic, zeby tego posta nie czytac na glodnego przed jedzeniem... Sorry...
A po kilku godzinach dalszego zwiedzania, urozmaiconego przerwa na tajski masaz,  nie pozostalo nam nic innego niz wybrac sie na tajska kolacje:







1 komentarz:

  1. Czy coś z tego da się przez teleportować do nas do Lublina łasuchy są chętne do konsumpcji

    OdpowiedzUsuń