środa, 24 lutego 2016

Poranek,dzień, wieczór i noc. Dzień 6.

Kilka słów ogólnych na temat życia w Tajlandii.

Najpierw klimat.
W lutym poranki i wieczory są wręcz fantastyczne. Słońce wstaje jakby zamglone. Jest rześko, wiater łagodnie chłodzi rozgrzane po nocy silniki. Ciepło i trochę bardziej nieznośnie robi się dopiero w okolicy 12. Oczywiście poziom tego 'nieznośnie' jest różny u różnych. Ale u mnie,zawodnika wagi co najmniej pół średniej, moment taki następuje późno.

Godziny popołudniowe lepiej spędzać na basenie. Woda przyjemnie chłodzi powłokę zewnętrzną, piwo wewnętrzną. Leżaki dbają o ortopedyczne ułożenie ciała.

Jak już skończy się całe piwo, ciało zacznie wyglądać jak jedna wielka zmarszczka, żołądek zaczyna przyklejać się do kręgosłupa, czas ruszyć w miasto. Wypada to w okolicach godziny 17-18. Można wtedy dosiąść swojego rumaka, czy będzie to samochód czy rower składak z przykrótkimi pedałami i z klimą w twarz bądź wiatrem we włosach zacząć polowanie na kolejne atrakcje.
Termometr wskazuje wtedy co prawda wysokie 30kilka stopni,ale słońce już nie znęca się tak,jak na basenie.

Za powolnymi spadkami rtęci na termometrze idzie przyjemna bryza (choć rzeki ani tym bardziej morza tutaj,w środku lądu, nie uświadczysz).
Od 19-20 zaczyna się robić tak, jak wieczorami w Polsce około lipca-sierpnia. Można po prostu przyjemnie spędzić czas na werandzie w temperaturze około 25-28 stopni.

Noc spędzona w klimatyzowanym pokoju to już zupełnie inne doświadczenie. Dla niektórych kończące się wspaniałym katarem. Bo jakiś niektóry nie przestawił wiejącej zamrażarki na właściwą temperaturę i nie zmienił kierunku nawiewu z twarzy na cokolwiek, kurna,innego. Bhrawo ja!

2 komentarze:

  1. Ej no leniuszki, bo nie mogę się doczekać porcji dobrej energii. Śledzę Waszego bloga od początku. Bardzo Wam dziękuje , prawie jakbym tam była. Całuski dł Was wszystkich. Monia W

    OdpowiedzUsuń
  2. + za coś przyklejającego się do kręgosłupa. Gdybym pił kawę, właśnie bym się zachłysnął :D

    OdpowiedzUsuń