niedziela, 21 lutego 2016

Zwiedzanie Bangkoku, czyli opowieść o tym że warto być przyjacielem Artura

Jak przystało na wakacje, dzień rozpoczęliśmy leniwie o... 7 rano. Rześki prysznic, szybkie śniadanie i zbiórka w lobby hotelowym, gdzie czekał nasz osobisty przewodnik. Plan wycieczki napięty choć nie do końca znany. Nie marnujemy więc czasu i wsiadamy do tuk tuka:
Tajlandia to królestwo i kraj buddyzmu. Niepochlebne wypowiedzenie  się o królu lub o kimkolwiek z rodu królewskiego skutkuje surową karą więzienia a posągów i świątyń buddy jest tutaj tyle, co grzybów po deszczu. Zwiedziliśmy więc dzisiaj Pałac Królewski i trzy buddyjskie świątynie: Wat Phra Kaew (świątynia bursztynowego buddy), Wat Pho (świątynia leżącego buddy) oraz Wat Arun i poznaliśmy buddę chyba we wszystkich możliwuch w stanach skupienia: stojącym, siedzącym i leżącym. 



I choć wiara trochę inna, to prawidłowości te same. Najważniejsze, żeby być dobrym dla innych. Dla niektórych jest to też sposób na zarobek bo..   zawsze można próbować namówić turystę, by wykazał się dobrym czynem i za drobną opłatą uwolnił ptaszka z klatki lub nakarmił rybki.

Kolejną atrakcją był rejs kanałami Bangkoku:


 Dotarliśmy w ten sposób do jednego z lokalnych targów: targu weekendowego, który okazał się  być atrakcją samą w sobie, dlatego też poświęcimy mu oddzielny post. Uchylę jedynie rąbka tajemnicy, że tam zostaliśmy uraczeni prawdziwą Tajską kuchnią.

Po obiedzie, jak przystało na kulturalnych ludzi, wybraliśmy się do teatru lalek:

Okazało się, że w tej kulturze jest też miejsce na popkulturę a Michael Jackson jest wiecznie żywy:

I na tych atrakcjach moglibyśmy poprzestać... Jednak oprócz ducha, trzeba zadbać też o ciało. Skorzystaliśmy więc z przygotowanej dla nas niespodzianki. Tradycyjny tajski masaż w lokalnym salonie był dobrym zwieńczeniem tego dnia. W takich okolicznościach nawet ci najbardziej spięci w końcu musieli wyluzować ;)

A kim jest Artur??..
Sami nie wiemy, ale warto się z nim przyjaźnić i nie tylko z nim.. Przyjaciele naszych znajomych są przecież też naszymi przyjaciółmi. A mając przyjaciół zawsze zyskujemy. My w ten sposób zyskaliśmy swietnych przewodników oraz wiele atrakcji, których na własną rękę z pewnością nie udałoby nam się zorganizować i doświadczyć w ciągu jednego dnia! :)






3 komentarze:

  1. Tajska kuchnia czy tak tucząca bo masażysta to chyba tuhylec......?
    Rodzina z Lublina
    Pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście tubylec...

    OdpowiedzUsuń
  3. Maja a co Ty tam pokazujesz w języku migowym? Fajnie wyglądcie na tej łódce

    OdpowiedzUsuń